Rodzice nadopiekuńczy wzmacniają poczucie bezradności w swoich dzieciach poprzez nadmiar opieki a tym samym zniechęcanie dziecka do własnej zaradności. Robią to ze strachu, że przestaną być potrzebni. Zachowują się nadopiekuńczo po to, by tak naprawdę, zadbać o swoje własne niezaspokojone potrzeby. Maskują te intencje pozorną troską i podstępnymi komunikatami typu: "robię to dla ciebie", "to tylko dlatego, że cię kocham". Tymczasem, taki rodzic poczułby się opuszczony i zdradzony, gdyby jego dziecko stało się niezależne. Prawdziwy komunikat nadopiekuńczego rodzica brzmi tak: "Robię to, bo tak bardzo boję się ciebie stracić, że jestem cię skłonny unieszczęśliwić".
Rodzic nadopiekuńczy budzącą się niezależność swojego dziecka odczuwa
jak utratę kawałka siebie. To zjawisko, gdy ktoś tak bardzo wplątuje
się w życie innej osoby, że zapomina, gdzie kończy się on sam a zaczyna
ktoś inny - nazywamy FUZJĄ. Część rodziców działa właśnie według takiego
wzorca: żyje życiem swojego dziecka, pozornie, dla jego szczęścia,
przygniata troskliwością, koncentruje swoją energię na dziecku, jest
czujny na sytuacje, w których może się odnaleźć jako POMOCNIK lub
OPIEKUN.
Czy dziecko ma jakieś korzyści z nadmiernej opiekuńczości rodzica?
Nie. Wyraźnie chcę to podkreślić, nadopiekuńczość jest poważnym
zranieniem i zaniedbaniem, użyciem dziecka dla własnych egoistycznych
potrzeb.
Rodzice, którzy akceptują siebie, potrafią zadbać o własne życie i
wypełniać je zarówno związkami z ludźmi jak i działaniami nakierowanymi
na osobiste cele - nie będą obciążać swoich dzieci krzywdzącą je
nad-opieką i nad-kontrolą. Rodzice, którzy mają głębokie poczucie braku
satysfakcji z własnego życia oraz odczuwają ogromny lęk przed
odrzuceniem (zakorzeniony w nich często jeszcze w dzieciństwie) -
uwikłają swoje dzieci w fuzję, skrępują je niekiedy na całe życie.
Również rodzice uwikłani w niesatysfakcjonujący związek, np. z
uzależnionym partnerem, od którego nie mogą uzyskać zainteresowania,
miłości, troski, zrozumienia i bliskości, zwracają swoją energię na
dzieci lub jedno z dzieci. Syn lub córka staje się wtedy zastępczym
partnerem, o którego rodzic dba w przesadny sposób, oczekując
wdzięczności i wierności a przede wszystkim pozostania w zależności.
Jednak, tak naprawdę wychowanie zależnego i nieporadnego dziecka
przynosi gorzki bilans rodzicom. Dziecko nie czuje wdzięczności a raczej
tłumioną złość. Z czasem będzie karać za bieg zdarzeń rodzica lub
siebie samego. Rodzic nadopiekuńczy w efekcie dostaje dziecko z
emocjonalnymi zaburzeniami, zostaje świadkiem i uczestnikiem jego
cierpienia. Jeśli potomek znajdzie w sobie dość siły by się uwolnić spod
jarzma narzucanej opieki - będzie walczyć o zachowanie dystansu,
fizycznego i emocjonalnego, przeczuwając, że tylko tak może sprowokować
własny rozwój. W obydwu przypadkach więź rodzic-dorosłe dziecko nie
będzie satysfakcjonująca dla żadnej ze stron, dla obu - będzie źródłem
cierpienia i poczucia bezsilności.
Bycie rodzicem wymaga ciągłej konfrontacji z własnym lękiem o
bezpieczeństwo dziecka, ale zdrowy rodzic przyjmuje do wiadomości, że
nie jest w stanie uchronić go przed każdym zagrożeniem. Wie też, że
dziecko aby się wzmocnić potrzebuje pewnej dawki stresu, wyzwania,
czasem ryzyka, a przede wszystkim samodzielności w myśleniu i działaniu.
Naturalnym jest też, że z każdym rokiem powinno oddalać się od rodziców
a rodzica zadaniem jest powstrzymywać się od odruchowej pomocy i
opieki, ograniczać własną ingerencję wraz z wiekiem dziecka.