Temat na dzisiaj ....

Zaniedbanie ...;///

środa, 26 września 2012

Tragedia ????

Zwykle myślimy o wczesnym macierzyństwie w kategoriach życiowej tragedii dotykającej nie tylko nastoletnią mamę, ale całą jej rodzinę (w szczególności jej rodziców, na których to - w niemal powszechnym mniemaniu - spada cały ciężar wychowywania wnuka). Na ciężarne licealistki patrzymy ze współczuciem lub politowaniem, a na widok nastolatki z wózkiem wzdychamy: "Dzieci mają dzieci". Bardzo młode matki nierzadko bywają obiektem drwin nie tylko kolegów ze szkoły, ale również wielu innych, niekiedy całkiem obcych osób, w tym... personelu szpitalnego.

Zmarnowane życie


Wielu z nas czuje się w obowiązku pouczać i strofować nastoletnie matki, prawić morały o braku odpowiedzialności, głupocie czy wręcz zmarnowanym życiu. Nie wahamy się wyrażać swojej negatywnej opinii na głos, nie dbając o emocje i tak już zestresowanej nastolatki - i to bez względu na to, czy ma ona 13, czy 18 lat... A przecież jest różnica między trzynastolatką w ciąży - rzeczywiście niegotową jeszcze na "ciężar macierzyństwa" - a ciężarną osiemnastolatką, która owszem, jeszcze się uczy i (w opinii większości z nas) powinna cieszyć się własną młodością, a nie zmieniać pieluszki i przygotowywać zupki...

Czy jednak mamy prawo komentować i - tym bardziej - potępiać czyjeś błędy czy mniej lub bardziej świadome wybory? Czy pielęgniarka na porodówce ma prawo dać klapsa (sic!) osiemnastoletniej dziewczynie, która i bez tego jest przerażona - jak zresztą każda kobieta, bez względu na wiek, będąca w ciąży po raz pierwszy - wizją czekającego ją niebawem porodu? Czy wczesne macierzyństwo musi oznaczać zmarnowanie sobie życia, zaprzepaszczenie szans na dalszą edukację - koniec świata?

Podwójny początek


Na pewno wczesne zajście w ciążę i urodzenie dziecka oznacza koniec beztroskiej młodości (a właściwie: koniec beztroski, bo młodość dosłownie "młodej mamy" będzie trwała jeszcze długo) - koniec dzieciństwa. Nie musi to jednak być koniec szczęśliwego życia, edukacji, snucia marzeń i realizacji planów. A wręcz przeciwnie.

Wczesne macierzyństwo może być motywacją nie tylko do przyspieszonego osiągnięcia dojrzałości i wzięcia odpowiedzialności za siebie i dziecko, ale też do intensywnego i wszechstronnego rozwoju młodziutkiej mamy. Ciężarna nastolatka musi bowiem w bardzo krótkim czasie dorosnąć do roli matki - roli, która nie sprowadza się do opieki nad niemowlęciem (karmienia, przewijania, kąpania itd.), lecz polega przede wszystkim na pokazywaniu dziecku świata. A przecież, aby móc pokazywać i objaśniać świat, najpierw samemu trzeba go poznać. Ponadto młoda osoba, doskonale pamiętająca własne dzieciństwo, może nawet lepiej dogadywać się z własnym dzieckiem niż rodzic po trzydziestce. Ciąża w młodym wieku może być więc podwójnym początkiem - początkiem nowego życia (dziecka) i początkiem dorosłego, świadomego i odpowiedzialnego życia młodej mamy. Aby jednak mogło tak się stać, nastoletnia matka nie tylko musi sama tego chcieć, ale też musi otrzymać od innych choć trochę wsparcia i zrozumienia (a nie jedynie - nagany i potępienia). Warto o tym pamiętać, zanim następnym razem westchniemy zniesmaczeni: "Dzieci mają dzieci".

Wspólny rozwój


Na koniec pozwolę sobie podać pozytywny, wzięty z życia przykład potwierdzający tezę, że wczesne macierzyństwo to nie koniec świata, a wręcz przeciwnie. Zdolna, ale bardzo zbuntowana (przeciwko wszystkiemu, jak to bywa czasem w tym wieku) prawie osiemnastolatka, uczennica IV klasy LO, zachodzi w ciążę, wywołując oburzenie i niesmak wśród pokładających w niej jakieś (chyba nawet wielkie) nadzieje nauczycieli, członków bliższej i dalszej rodziny, znajomych, sąsiadów i w ogóle całego otoczenia. "Koniec młodości!", "A była taka zdolna...", "Tyle mogła osiągnąć, a ugrzęźnie w pieluchach", "Miała iść na studia i co teraz?".

Zdaje maturę, będąc w 7.-.8 miesiącu stanu błogosławionego (na wypadek, gdyby przyswajanie wiedzy przez ciężarną miało wpływ na rozwój intelektualny nienarodzonego dziecka, rezygnuje z ukochanej łaciny i zdaje matmę - by dziecko było uzdolnione wszechstronnie). Przygotowując się do egzaminu dojrzałości, obmyśla plan: rok przerwy w edukacji, poświęcenie się dziecku i, przede wszystkim, nauce bycia mamą, na pierwsze urodziny dziecka - pierwszy rok studiów (zaocznych, by maleństwa nie oddawać do żłobka), wraz z drugą świeczką na torcie córki (bo urodziła się córka) - drugi rok w trybie dziennym (średnia 5,0 i automatyczna zmiana toku studiów), praca (zdalna - by jak najwięcej czasu spędzać z latoroślą), opiekunka na czas zajęć na uczelni, a po zimowej sesji: przedszkole. Jednoczesny, wspólny rozwój.

Mimo nieprzewidzianych w planie okoliczności - takich jak ciągłe choroby córki czy rozstanie z jej ojcem i realizowanie zamierzeń w pojedynkę - udało się. Czyli naprawdę się da, czego żywym przykładem jest niżej podpisana. I jej córka.

Anna Golus

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz